czwartek, 14 maja 2009

Jak pokonać skrzyżowanie

Pierwsza pani postanowiła użyć podstępu, pojechała chodnikiem nie przekraczając jezdni.



Druga odstała swoje (dwa cykle czerwonych świateł, bo blokował ją samochód, który był blokowany przez inny skręcający w lewo), a potem pojechała prosto. Zadanie było łatwe, nie skręcała w lewo, ulica była żyrardowska, mało ruchliwa. i do tego skrzyżowanie było wyposażone w sygnalizację świetlną.



Na koniec podnosimy poprzeczkę - skrzyżowanie ulicy głównej z boczną. i to bez świateł .

Pani przeprowadziła rower przez ulicę zgodnie z przepisami... ale potem i tak złamała zakaz jazdy chodnikiem (nawet jeśli chodnik miał szerokość co najmniej 2 metry, to dopuszczona prędkość na drodze nie przekraczała 50 km/h). I pomijając ten szczegół, pani doskonale poradziła sobie ze skrzyżowaniem, a zesztą - policjanta żadnego w pobliżu nie było, poza tym nie słyszałem żeby w Żyrardowie ktoś kiedyś dostał mandat za jazdę po chodniku (w Warszawie kiedyś sam omal nie dostałem), czy przejeżdżanie na rowerze po przejściu dla pieszych.





Na koniec dodam, że trzecia pani, kolejne skrzyżowanie (to z pierwszego zdjęcia) pokonała sposobem - wjechała w podwórko i ominęła je wyjeżdżając kawałek za skrzyżowaniem. Coś z nim jest nie tak, że nikt nie chce przez nie po prostu normalnie przejechać?

7 komentarzy:

  1. Moja mać też omija wszystkie skrzyżowania, a jak musi to przeprowadza rower. Ta sama technika - z potrzeb bezpieczeństwa, na ulicy rower jest zdany na łaskę bądź niełaskę samochodów... prawo dżungli...

    OdpowiedzUsuń
  2. Skrzyzowanie dla wielu rowerzystów stanowi prawdziwą przeszkodę, wiekszą niz wysokie krawężniki, o które wichrują koła swoich rowerów. Żałuje, że nie ialemprzy sobie nawet komorkowego fotopstryka kiedy zaobserwowałem pewną cyklistkę, szykownie odzianą w kask i agresywnie odblaskową kamizelę. Poruszała się z gracją po chodniku, ostro dzwoniąc na pieszych i pokonując z brawurą przejścia dla piechurów, mając za nic dwa skrzyżowania. Uff, wreszcie zniknęła mi z oczu.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja pamiętam z lat szczenięcych, jak się jeździło na działkę składakiem, że wracając miałem jedno skryżowanie na którym mmusiałem skręcić w lewo... brrr, do tej pory go nie lubię. Teraz mam na niego sposób, skręcam wcześniej w boczniejsze, zupełnie nieruchliwe uliczki i na feralnym skrzyżowaniu jadę prosto.

    OdpowiedzUsuń
  4. To przypomniało mi historię pewnego skrzyżowania z Tirami pod Biskupcem... tak się bałam,że mnie rozjadą,że objechaliśmy je dookola z Finiem skręcajac w prawo i zawracając kilkanaście metrów za skrzyżowaniem byleby w lewo na tym skrzyżowaniu nie skręcić(był oddzielny pas i żadnych świateł). A był tłok, bo prócz Tirów jechali tłumnie motocykliści do jakiegoś zjazdu... w Mrągowie czy czymś....

    Jak sobie pomyślę,że jeżdżąc samochodem musiałabym przez takie miejsca przejeżdżać kilka razy w tygodniu.... brrr...

    OdpowiedzUsuń
  5. Kobitki to zawsze miewają pomysła...:-)))
    Podziwiam pomysła starszej Pani ogrodniczki...doniczki/klapki...juczny wielbłąd...brakuje kapelusa tylko :-)))
    EL

    OdpowiedzUsuń
  6. I to prawdziwy dwugarbny, nie jakis dromader... z przodu koszyczek plastikowy z tylu wiklinowy.

    To Żyrardów, tutaj takich widoków jest sporo :-) Funkcja roweru jucznego na zakupy jest jedną z podstawowych funkcji roweru w moim mieście

    OdpowiedzUsuń
  7. EL też ma dwugarbnego, tylko mniej obciążonego ;)

    OdpowiedzUsuń