czwartek, 8 października 2015

Kontrapas w Brwinowie?

Koło cmentarza w Brwinowie zafascynowała nas uliczka Zgoda na której ułożyli z kostki ni to kontrapas, ni to drogę dla rowerów... oznaczenia pionowe "nie dotyczy rowerów" na drodze jednokierunkowej są stosowane zazwyczaj przy dopuszczeniu ruchu rowerowego bez dodatkowej infrastruktury (brat znaków że to pasy, albo ddr), oznaczenia poziome sugerują dwukierunkową  ddr (brak strzałek, aczkolwiek rowerki malowane są w jedną stronę, co może zdradzać intencje), natomiast szerokość że jest to pas w jednym kierunku...

Co ciekawe droga jest z kostki fazowanej, a pas z kostki niefazowanej, przy założeniu więc że to jest jednak kontrapas, rowerzyści jadący pod prąd mają nieco wygodniej.
Miejscowi rowerzyści chyba też nie bardzo wiedzą jak tym jeździć i prezentowali szereg reakcji


Na przykład jechali ulicą


Niektórzy pasem



Ale też chodnikiem... dodam że w małych miasteczkach rowerzyści chodnikowi w większości jeżdżą dosyć wolno, grzecznie przepuszczają pieszych, a babcie nawet zsiadały z roweru żeby bezkolizyjnie minąć mnie z Kluską gdy było dosyć wąsko. Śmigaczy chodnikowych jest bardzo mało, a jeśli już to zwykle młodzież szkolna.




W czasie obserwacji przejechała tędy czwórka rowerzystów (nim zaczęliśmy obserwacje, jeszcze kilkoro) i ani jednego samochodu. Wszyscy rowerzyści jechali pod prąd, więc nie wiemy jak jeżdżą z prądem, ale idę o zakład, że część jeździ pasem.
Ta pani zorientowała się że coś rowerowego jest obok i zjechała na pas.


A teraz lavinka prezentuje jak prawidłowo tędy przejechać... przy założeniu że jest to kontrapas.



czwartek, 3 września 2015

sobota, 22 sierpnia 2015

Cycle Chic z Tobrukiem

Jeden z żoliborskich ledwo wystających z ziemi bunkrów. I złapana w przelocie rowerzystka, która mi wjechała nagle w kadr. :)

czwartek, 13 sierpnia 2015

Rowerzystki z Mordoru

Jeśli chcecie naoglądać się dobrego szyku na krótkim odcinku, DDRka przy Konstruktorskiej 13 jest dobrym pomysłem. Co prawda nie zawsze się da na nią wjechać, a jeszcze trudniej zjechać (na jednym końcu wbija się zebrę i chodnik), więc niektórzy rowerzyści omijają ją ulicą, ale i tak to całkiem niezłe miejsce na łapanie kadrów. Tylko trzeba tam być o nieludzkiej porze, czyli około godziny 9 :)


niedziela, 9 sierpnia 2015

Rowerem nad Wisłą

Odcinek od Mostu Gdańskiego do Centrum Olimpijskiego cieszy się niesłabnącą popularnością. Nawet ostatnio przybyło sztuki współczesnej. :)




poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Dobra i zła infrastruktura rowerowa na przedmieściach Warszawy

Meteor2017: Jadąc do Warszawy omal nie spadłem z siodełka... przy drodze z Brwinowa do Parzniewa powstał nowy ciąg pieszo-rowerowy i to o dziwo nie kostkowy, tylko asfaltowy! Rzecz prawie niespotykana w Polsce powiatowej, ale bliskość Warszawy zaczyna wpływać bardzo powoli na jakość infrastruktury w okolicy. Poza tym w miarę szeroki i oświetlony latarniami (jak się jechało tędy nocą, to z daleka samochody oślepiały na długich i łatwo było wpaść do rowu).


Pośrodku zrobiono placyk postojowy z trzema urządzeniami siłowni plenerowej, stojakami (wyrwikółka, ale tutaj i tak stawia się rower będąc obok), ławkami i stolikiem, oraz tablicami edukacyjnymi:
- o Bitwie pod Brwinowem w 1939
- o nordic walking ;-)

 Jak jest upał to jest tu średnio, bo pośrodku pola i cienia nie ma (mogliby posadzić drzewka na rogu, to kiedyś by było lepiej)


Po drodze jeszcze plan gminy Brwinów i na końcu kolejny placyk, tym razem piaskownica z bujawkami i małą karuzelą, oraz dwa stoły z szachownicą i planszą do chińczyka... ostatnio modne się zrobiło stawianie takich stołów, ale szczerze mówiąc nie widziałem jeszcze by ktoś na nim grał ;-)

Zakończenie trasy... wygląda może na pierwszy rzut oka idiotycznie, ale ma trochę sensu - jak ktoś jedzie do Parzniewa to sobie po prostu zjedzie na drogę (tylko mogli tak wyprofilować zakończenie by ułatwić zjazd), a jak ktoś jedzie w drugą stronę to sobie skręci w lewo, chyba że się boi albo jedzie sznur samochodów, to zjedzie w prawo, wykręci, włączy przyciskiem światło i przejedzie przejazdem. Ogólnie idealnie nie jest, alei tak bardzo dobrze... jak na Polskę powiatową to normalnie szok i inwestycja o kilka poziomów wyżej niż standardowa. Jednym z mankamentów jest znak zakazu jazdy ulicą - ruch samochodowy nie jest tu duży, a lepiej żeby osoby pędzące na rowerach szosowych nie jechały slalomem między weekendowymi rowerzystami czy wózkami dziecięcymi. Co zresztą robią i słusznie, bo co prawda łamią zakaz, ale za to jest bezpieczniej dla innych rowerzystów i pieszych.


Minusem tych placyków jest brak toalet. Najbliższa jest w postaci Toi Toia w Parzniewie przy placu zabaw (za jednym z pomników wspomnianych na tablicy), ale Toi Toi co taka biedatoaleta... w Norwegii to na takich placykach postojowo-piknikowych były toalety, prysznice, a nawet namiot można było rozbić ;-)


Dalej jest wieś Parzniew i jedzie się drogą, a kolejna ddr-ka jest już między Parzniewem a Pruszkowem. Tutaj już standardowo kostka, jadąc można było porównać o ile bardziej wertepiasta jest kostka (świeżo położna) od asfaltu. No i oczywiście zakaz jazdy rowerem po drodze, ignorowany przez szosowców (tu tym bardziej zrozumiałe).


A nawet nie dociągnęli tego do samego Pruszkowa, tylko kończy się tak. Rowerzysta pojedzie drogą, ale pieszy musi rypać jej skrajem. Również fatalnie kończy się druga odnoga od ronda, na koniec zmienia stronę ulicy i przechodzi w wąski ciąg pieszo-rowerowy. Przydałby się Mazowiecki pełnomocnik rowerowy.


piątek, 31 lipca 2015

Pasy rowerowe w Alei Wojska Polskiego

Łączą się z infrastrukturą rowerową słabo, bo z kierunku bielańskiego trzeba trzy razy stać na światłach, żeby się nań dostać. Zbrakło przejazdu rowerowego na wprost z Broniewskiego. W drugą stronę jest dużo łatwiej. Tak czy siak modelowy przykład, jak można za szeroką ulicę zamienić w spory parking, zmieścić pas dla rowerów, śluzę na otwieranie drzwi i jeszcze bardzo sprytne wysepki przy zebrach, dzięki którym nikt nie parkuje łamiąc przepisy (10 metrów od zebry won!). Wot technika czyli kawałek Europy w naszym kochanym mieście.

Aleja Wojska Polskiego jest ciekawa nie tylko pod kątem rowerowym. Jeśli przyjrzycie się dokładnie, odnajdziecie kilka zakopanych bunkrów. Jeden widać całkiem nieźle, a raczej betonową osłonę. Pozostałe ledwo wystają z ziemi. Ale są. :)


Pas rowerowy testował dla Państwa Meteor2017, znany ze swej miłości do pozostałości militarnych "wszędzie". :)


Za panem na rowerze jest zakopany Tobruk (na przeciwko biblioteki z sówką)


I rzeczone wysepki


piątek, 10 lipca 2015

Bądź widoczny i nie daj sobie ukraść roweru.

W tym jednym zdaniu można zawrzeć podstawową zasadę podczas jazdy rowerem po mieście. W nocy latarnie dają złudne poczucie widoczności. Przecież nie jest ciemno. A jednak dla osoby poruszającej się innym rowerem, czy zwłaszcza dla kierowcy - nieoświetlony rowerzysta staje się niewidzialny. Nie bądźmy batmanami. Włączmy lampki. 

No dobra, a co jeśli lampki nie działają? To dość częsty problem przy rowerach miejskich systemu Veturilo - zepsute dynamo. Człowiek jedzie na wycieczkę, nie zauważa, że lampki się nie świecą (w teorii mają się świecić cały dzień), a gdy wraca, okazuje się, że go nie widać. Na tę okoliczność najlepsze jest oświetlenie awaryjne. Często noszę przy sobie świecące "pchełki". Można je przyczepić do wszystkiego, gdy tradycyjne oświetlenie zawiedzie. 

Ostatnio miałam przyjemność testować zestaw Eggy Kellys. Jedna lampka na przód i jedna na tył. Obie mieszczą się na dłoni. Ten czarny pas jest z gumy, można go w miarę dowolnie naciągać.


Przednią lampkę montuje się do kierownicy lub rury poniżej. Można też do widelca, nie zsunie się, o ile ciasno zapniemy. Lampka świeci całkiem mocno jak na tak mały rozmiar. Ma też tryb migający (kierowcy jeżdżący po zmroku na długich światłach bardzo nie lubią, jak im coś miga w oczy, polecam, już niejeden przez miganie zmienił na krótkie).



Z tylną mamy więcej możliwości. Zepsute dynamo w Veturilo? Tylną lampkę montujemy na pałąku wg schematu powyżej. 

Takie małe lampki sprawdzają się również jako oświetlenie uzupełniające. Pamiętajmy, że polskie przepisy mówią o tym, że przyczepka rowerowa musi posiadać oświetlenie po zmroku. "Pchełki" są wręcz stworzone do tego zadania. Najlepiej trzymają się na górze, na uchwycie do pchania przyczepki lub do jej ramy. Zestaw sprawdza się też w przypadku oświetlenia fotelika rowerowego. Lampki można również przypiąć do plecaka, jeśli mamy w nim specjalną taśmę, lub bezpośrednio do ubrania.Wreszcie tego typu zestaw świetnie nadają się na rowery biegowe dla dzieci, one też powinny być widoczne wieczorem.


Dobrze, jesteśmy widoczni i bezpieczni. Ale czasem musimy zsiąść z roweru i wejść do sklepu czy urzędu. Czy posiedzieć w pracy, wszak życie to nie tylko jazda. A co z naszym dzielnym rumakiem? Trzeba go zostawić na pastwę losu, w tak zwanej przestrzeni publicznej. Zdanego na łaskę przechodniów. Ci bywają na ogół niegroźni, ale od czasu do czasu trafi się jakaś niecnota, kanalia, imponderabilium spod ciemnej gwiazdy, które zechce sobie nasz kochany rower przywłaszczyć. Czy oddamy go bez walki? No przecież że nie.


Nie ma wątpliwości, najporządniejszym zapięciem rowerowym jest u-lock. Tych na rynku jest sporo, tak jak i sporo jest w sieci przykładów, że da się je otworzyć. Ale zwykłe nożyce do cięcia drutu wujka Zenka nie wystarczą. Tu już trzeba zawodowca. Nasz rower będzie przynajmniej odporny na działania złodziejskich miernot. Poniżej przykład u-locka, można powiedzieć lider w branży. Kryptonite, model Evolution Series 4, czyli typ dłuższy.


Z pewnością wygląda porządniej niż typowy u-lock. Na oko wydaje się ciut grubszy, posiada też w miarę porządny zamek, którego nie da się otworzyć gumową rurką wciśniętą do środka. Zaślepka chroni przed rdzewieniem i brudem. Sprzedawany jest razem z mocowaniem do ramy, ale tu niestety poległam z kretesem. Rama mego roweru jest za mała. Żeby przyczepić u-lock, musiałabym odkręcić pojemnik na bidon. Do damki też bez sensu, bo sterczący w poprzek u-lock przeszkadza w zsiadaniu. Miły gadget, ale w moim trybie jazdy zupełnie się nie przydał. Jeśli ktoś ma jednak dużą  ramę - powinien się zmieścić. Trzeba jednak przymierzyć przed zakupem. Zwłaszcza w przypadku ramy typu cruiser.


U-lock ma jednak parę wad. Ciężko nim przypiąć się do stojaków rowerowych typu wyrwikółka. Najczęściej ludzie robią błąd przypinając przednie koło. I potem po wyjściu z pracy z roweru zostaje im to koło właśnie. Resztę roweru ktoś odczepił od koła i do widzenia. Dlatego lepiej zapinać rower za tylne koło i spróbować chociaż zahaczyć o ramę lub bagażnik. Odkręcanie bagażnika trwa dłużej, to trochę zabieg psychologiczny, najczęściej kradzione są rowery, które można szybko odpiąć i na nich odjechać. Druga wada to ciężar. To naprawdę dużo waży. Jeśli nie możemy przypiąć go do ramy, zostaje nam wożenie w sakwach lub koszyku, ale wniesienie roweru po schodach będzie trudniejsze. Jednak coś za coś. Cienka linka może waży niewiele, ale to żadne zabezpieczenie.


I tu kolejny pomysł na uratowanie naszego jednośladu. Najlepsze jest łączenie zabezpieczeń. Ja na przykład najczęściej wożę ze sobą łańcuch z kłódką, którym łatwiej przypinać się do "trudnych" stojaków czy ogrodzeń, a u-lockiem spinam koło z ramą. Dodatkowo staram się, by rower nie wyglądał prześlicznie, jak ze sklepu. Takie najłatwiej sprzedać, a więc ryzyko kradzieży większe. Polecam posprejować szprychy odblaskową farbą. Albo zarysować ramę w widocznym miejscu. Albo nawet trochę ubłocić. Niech nie wygląda jak milion dolarów. Niech wygląda jak marne sto dolców. I nie trzymajcie rowerów w piwnicy ani na balkonie. To im szkodzi. Naprawdę! ;)